Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Banita Tom III.djvu/050

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

w szkatułce z sobą wozi, jak powiada Boksicki, dostali, reszty zaniechajcie. Syna nie tykać. Wszyscy to chłopię bardzo chwalą, niech się w nim dawna poczciwość Zborowskich odrodzi.
Westchnął hetman, mówiąc to — i pytał dalej.
— Wielu z sobą myślicie wziąć na tę wyprawę?
Urowiecki głosował za tem, aby dobór uczynić, a liczbę brać nie tak znaczną i po drodze oczów na siebie nie zwracać, Mroczek choćby o kilku więcej się zebrało nie widział w tem złego, bo mogli drudzy Samuelowi, z Luzickim stojący nieopodal, nadbiedz i o odbicie się kusić.
W istocie zmuszało to liczbę powiększyć. Urowiecki z Mroczkiem mieli kierować najściem na dwór, Żółkiewski też ofiarował się, choćby osobiście na Samuela. Była to młodociana gorliwość żołnierza, który szuka zręczności do walki, choćby nawet z takim nieprzyjacielem, jakim był Zborowski.
— Gdy go Pan Bóg da ująć — zapytał Urowiecki — mamyż go tu przyprowadzić, czy...
— Do Krakowa na zamek — odparł hetman. — Wprawdzie żaden tu sąd i zwłoka niepotrzebna, bo banita wpadłszy w ręce, już jest zabit, ale wolę go posadzić, poczekać. Może król zmieni postanowienie.. a ma–li być śmiercią karan — cicho dodał Zamojski — niech pani Wapowska