Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Banita Tom II.djvu/157

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

a tak? A ona lepsza od niego? Onaby mnie na pal dała wbić i chodziła patrzeć, śmiejąc się jak będę konał, alboby za żebro na haku powiesić kazała i napawała się jękiem, wołając, abym śpiewał! Znam ci ją i wiem co się w jej sercu dzieje. Nie przebaczy mi nigdy, żem ją nocką napadłszy, wyściskał, a obronić mi się nie mogła, a skarżyć się wstydziła.
Teraz mi w oczy pojrzeć nie śmie, gdy ja jej śmiało patrzę.
Jaszczurka! A wprzódy mnie tym wzrokiem wabiła i kłamała... a płakała, gdym śpiewał.
Tyle razy już Wojtaszek z panem zrywał i godził się, zbity z pod jego obcasów kutych wychodził poraniony, a potem do łask powracał. Zdawało mu się, że i teraz gdy się pokaże, ukorzy, do nóg schyli, zaśpiewa, wszystko znów pójdzie w zapomnienie.
Szło tylko o to, jak zastanie Samuela... na pijaństwie, czy na pokucie; na zgryzotach, czy szalejącego. Z dwojga wolał go przy stole i po pijanemu widzieć, niż z sumieniem się borykającego.
Nie wiedział nawet, czy był w Białym Kamieniu. Gdyby go nie zastał, mógł Boksicki lub inny który zasadzić go do czabanki.
Na pół drogi porzuciwszy swoich towarzyszów, których w małej gospodzie pod lasem umieścił, polecając im, aby konie mieli każdego czasu gotowe, i gdyby przybył, zaraz z nim dalej pędzić