Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Banita Tom II.djvu/117

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

w tłumach nikogo nie zduszono i nikt się nie ozwał ze skargą.
Zaś tryskanie wodą wonną wielce się gawiedzi podobało. Król też weselszy powstał po widowisku, wraz z królową nowożeńcom na zamek towarzysząc.
Pająk, jako się znał na gościnności, a Samuela, gdyby ognia, obawiał, choć wiedział, że jemu tu się okazywać niebezpiecznie i ze stroju mógł wnosić, że widzianym być nie chciał, nie mógł go puścić wygłodzonego bez jakiegoś traktamentu.
Na ten cel w alkierzyku odosobnionym stół wcześnie był zastawiony, miód, wino i zawiesista pieczeń, na którą zaprosił pocichu.
Nie dowierzając Wojtaszkowi, choć ten mu się jakby dobrowolnie powrócony stawił, kazał Zborowski iść za sobą. We trzech tedy wśliznęli się do komórki, na cześć p. Samuela dwoma żółtemi świecami woskowemi oświetlonej, i gość bez ceremonii u stołu miejsce zabrał, a Wojtaszek też nawykły z nim razem biesiadować, prosić się nie kazał.
Spojrzał nań tylko Samuel, ale mu nic nie rzekł.
Pająk z złożonemi w tył rękami stał na straży.
— No — zawołał p. Samuel obracając się do niego — dopełniło się tedy, mamy jako we Francji Delfina, bo to już i ślepy dojrzy, że pana Zamojskiego prowadzą do korony, ale jakośmy my