Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Banita Tom II.djvu/111

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Wszystko się to małem czem zakończyło, ale że ludzie z każdej rzeczy prognostykony ciągną, zaraz się gadanie wzięło, że małżeństwo niebardzo będzie szczęśliwe i nietrwałe... Do orszaku tego należało też giermków i koni pod dekami powodnych dosyć, których okrycia nietylko konia, ale stołuby nie zeszpeciły.
Ukazała się za tem Porta triumphalis, cudnie pięknie i kosztem niemałym zbudowane na kołach, których cale widać nie było. Ta się wysunęła od kamienicy Wajsowskiej i przeciągnięto ją aż za kramy nożowników, gdzie miejsce swe zajęła.
Jechał pan Mikołaj Zebrzydowski starosta stężycki, z muzyką pięknie postrojoną, za którą postępował Tempus — Czas, bardzo kosztownie odziany w altembasy. Przed nim zaś posuwała się bania okrągła ze złotego płótna uszyta. Tempus, siwy starowina, brodaty, poganiał Dzień i Noc, wóz ciągnęły Godziny, to jest dwanaście chłopiąt białych a dwanaście czarnych z zegarkami na głowie, godziny oznaczających. Czarne w atłasach i kitajkach sukienki, białe gwiazdami siane.
Za czasem szło posłuszne mu, i jak godziny do niego łańcuszkiem przywiązane Słońce i Księżyc. Kończył pochód kawaler Saturnusowy, przed którym dwaj patronowie i lokajów czterech bardzo wykwintnie ustrojonych.
Wszystko to jako i kunszty poprzedzające,