Przejdź do zawartości

Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Banita Tom II.djvu/076

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.



IV.


Nadeszły nareście owe dni godów weselnych, któremi cała Polska zabrzmiała, bo zdawna już, od wjazdu Henrykowego, podobnych okazałości, takiego zjazdu do Krakowa cudzoziemskich panów, ciekawych, możnych, duchowieństwa, szlachty nie było.
Miasto, zamek, przedmieścia przepełnione były.
W końcu maja przyjął Gryzeldę Batorównę na granicy polskiej, wysłany naprzeciwko niej Andrzej Opaliński, właśnie tak, jakby przyszłą w niej witano królowę, a prowadzono ją też do Krakowa w takiej komitywie, orszaku, oddając jej wszędzie cześć, jak gdyby koronowaną być miała.
Wydawał się wielu naówczas Zamojski jako przyszły kandydat do korony i byłby nim może, gdyby sprawa ze Zborowskimi szyków mu nie pomięszała.