Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Banita Tom II.djvu/049

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Pozostawał też kasztelan i marszałek. Oba oni nie należeli do czynnych i mających tu występować panów, ale widzami być sobie życzyli, Jan aby dowiódł kanclerzowi poszanowania, Andrzej aby coś może skorzystać, a w razie niepowodzenia jakiego i zawodu, cieszyć się niemi.
Krzysztofa plan był bardzo prosty i taki, jakiśmy wyżej skreślili.
Nie wahał się nawet przez pewnego posłańca czarno na białem wyłuszczyć go Samuelowi.
Mimo całej przebiegłości swej, gorączką powodowany, w liście do Samuela, wynurzywszy żale swe i skargi, otwarcie mu oznajmywał, że odtąd o to dwoje starać się im należało: króla zgładzić trucizną, a kanclerza w zasadzce gdzieś ubić. Trudno uwierzyć, iż mógł nieopatrznie rzeczy te na papier zdać, z człowiekiem niepewnym w świat posyłać, i zdrady się nie obawiając, sam na siebie kuć miecz. Tak jednak było. Gniew mu odejmował rozum, zapominał się i szalał Samuelowym sposobem.
Wiedział dobrze o tem, iż Samko przyjmie ochotnie wezwanie i rad będzie spółce do tej roboty.
W kilka dni potem wieczorem Krzysztof znowu odwiedził Fontanusa.
Zjazd wielki do miasta obiecywał i aptekarzowi odbyt znaczny, zaopatrzył się też obficie