Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Banita Tom II.djvu/047

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Samo przeznaczenie rzucało go na tę niebezpieczną drogę spisków i zasadzek, na której żaden nigdy polak nie bywał, bo ani charakter, ani temperament sposobnymi ich do tego nie czyniły. Tajemnicy utrzymać żaden z nich nie mógł, wszyscy się niewiastom zwierzali, a nim do czego przyszło, mówiono tyle, iż gniew i siła ze słowy uchodziła.
Podczaszy może od innych był przebieglejszym, łatwiej zmilczał, chętniej skłamał, ale i w nim kipiała krew czasami i on siebie nie był pewien.
Gdy się potem rozeszli panowie bracia, wielce rozżalony Krzychnik długo po izbie chodził jedząc się myślami.
— Bóg mi świadek — mówił w duchu — możebym do tego nie doszedł, gdyby król sam mnie nie popchnął. Alea jacta est! musimy się bronić, a jego pozbyć, jak szkodliwej bestyi... ich obu! Samuel jako ja ich nienawidzi, będzie ze mną, Andrzej jeźli nie ręką, to głową dopomoże, znajdą się i inni sprzymierzeńcy...
Nazajutrz gdy po tej nocy męczeńskiej wystąpił podczaszy, już po nim poznać nie było można co przecierpiał, ani co w sobie krył. Wesoły przybrał humor i tyle tylko, że ze wszystkiego, co się króla i hetmana tknęło, nielitościwie szydził.