Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Banita Tom II.djvu/034

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

W znacznej części stał tu jeszcze sprzęt z czasów Zygmunta Starego i Augusta, nowego nic nie przybyło. Na ścianach malowania i opony daleko jeszcze były starsze, bo sięgały niektóre czasów Kazimierza Jagiellończyka.
Stefan Batory nie przywiózł z sobą tylko to, co do obozu bierał, nie potrzebował więcej. Majestat jego w nim był cały i nie potrzebował żadnego pożyczanego blasku. Owszem ta prostota nadawała mu jakąś pewność siebie, którejby przepych nie przyniósł.
Dwór też nie składał się z gąb nadaremnych... liczyli się do niego i muzycy wprawdzie i czasem kunsztmistrz jaki włoch, który dla kogoś konterfekt króla malował, albo z kolorowego wosku lepił. Zaglądali nawet magicy i astrologowie, ale darmozjadów, trefnisiów i pasożytów nie było.
Nawet przyjmując posłów obcych, na których nie zbywało nigdy, bo szczególniej ci, co przyjeżdżali od wschodu na poselstwach zarabiając, na podarki licząc, lubili tłumnie i często przybywać pod lada pozorem, Batory się nie wysadzał na kosztowne stroje... dwór też musiał iść za nim. Czasami kontrast jaskrawo poprzyodziewanych w szkarłaty senatorów, a ciemno i niepokaźnie ubranego króla, był bardzo rażący, ale na korzyść jego wychodził.
Gdy marszałka oznajmywano, wysuwał się właśnie od króla Franciszek włoch, rysownik,