Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Banita Tom II.djvu/030

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wiali się go, ale cała szlachta w nowem wojsku i nowo uszlachconych nieprzyjaciół widziała.
Obojętniejszą wiodąc rozmowę, kanclerz na zamek razem z królem powracał, gdzie już łowcy i sokolnicy z koni zsiadając, na miejsca swe, psy, konie i ptaki odprowadzali.
Na progu komnat uparty Zamojski jeszcze Zborowskich przypomniał.
— Marszałek niech przyjdzie, przyjmę go — odparł Batory — o innych mi nie mówcie, znać ich nie chcę.
Z tem król do swych izb się zawrócił, ale kanclerz nie utracił nadziei i pocichu sobie obiecywał, że dla Krzysztofa posłuchanie wyjedna.