Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Banita Tom II.djvu/029

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

się wielce nie miał czasu. Jego rzeczą była wojna i jej rynsztunek, a szczególniej organizacya sił nowych, które niezależnemi od fantazyi szlachty chciał uczynić.
I to właśnie oburzało ją przeciwko niemu, a najgroźniejszem się jej wydawało.
Chłop z królewszczyzn z rusznicą i szablicą zagrażać się już zdawał porządkowi społecznemu, a szlachtą też o przywilej obrony kraju i przelewania krwi dla niego była zazdrosną.
Czuła ona, że gdy to prawo wyłączne utraci, razem z nim i prawo bytu jej a odrębności zostanie wątpliwem.
A że król oprócz tego mieszczan i kunsztmistrzów gromadnie uszlachcał, napływ ten nowych żywiołów, strach i gniew obudzał.
Zamojski i król wiedzieli co czynili, a nie mogło być nic dotkliwszem dla starych Jastrzębczyków Zborowskich, gdy im do ich herbu wkupił się kędyś mieszczanin, jak wówczas powiadano, za kilka beczek piwa, albo mały datek.
Król jakby na przekorę wielu uszlachconym własnego herbu dawał to zęby, to skrzydło. Zamojski też swych trzech włóczni nie szczędził, to dwie, to jedną, to hełm swój dając nobilitowanym.
Zanosiło się na zupełny przewrot dotychczasowego stanu rzeczy, i nie jedni Zborowscy oba-