Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Banita Tom II.djvu/024

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

świat cały z nim razem również był szczęśliwy. Nigdy też może poważnego kanclerza nie widywał Stefan tak wesołym i usposobionym łagodnie.
Wszczęła się rozmowa o łowach naprzód, ale wnet bieżące sprawy, których siła każdego dnia nadchodziło, zmusiły kanclerza o czem innem zagaić.
Łudzono się jeszcze tem, że się uda Possewinowi dla Rzymu pozyskać cara moskiewskiego, chociaż Zamojski najmniej temu ufał.
Zakon tymczasem jezuicki zyskiwał na znaczeniu i zaufaniu u króla, któremu dyssydenci za złe mieli, że go zdawał się szczególną otaczać opieką.
Stefan w nim widział, oprócz wojowników, którzy starali się zachwianą jedność kościoła przywrócić, czynnych propagatorów światła i dla szkół ich wszędzie gdzie mógł osadzał, bo szkół i oświaty brakło, a nikt naówczas przewidzieć nie mógł, jaki ona w rękach zakonu kierunek przybierze...
Z mnogich Batorego czynów widzimy dowodnie, że fanatyzmowi nie hołdował, że dla protestantów był wyrozumiałym i nigdy ich prześladowaniem nie nękał, ale interesa katolickiego kościoła, na którego łonie Polska urosła, i Zamojskiemu i królowi najdroższemi być musiały. Jedność też wiary w państwie, jako dźwignia zgody i spójności, nie mogła być im obojętną.