Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Banita Tom I.djvu/168

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

sprzedać się ofiarował i pono cena była umówiona, a Samuel miał ją wziąć i trzymać w drugim majątku ze dworem i okazałością jakby żona jego była...
Wiedziała o tem prawa żona, ale ani pytać, ani mówić nie śmiała, byłby ją ubił... Mało też widywał.
Turczynka zaś, choć jej ona wcale nie zawadzała, koniecznie zgubić chciała, pewnie w nadziei, że się z nią ożeni. Poczęły się plotki na p. Samuelową.
Był pod ten czas na jego dworze chłopak, szlachcic, pokrewny nam z ubogich Stadnickich, którego Samuel swego czasu bardzo lubił, ale potem pogniewawszy się, patrzeć na niego nie chciał.
Ten przez litość nad Samuelową służył jej, a że sama z dziećmi była, pod czas z nią do stołu siadał. Na tego oczywiście turczynka się nasadziła, że kochankiem jest jejmości, co jako żywo fałszem było. Ktoś doniósł, że raz śniadając z jejmością, gdy ona masło znalazła starem i precz za okno wyrzuciła, Stadnicki też to samo uczynił.
Poszło tedy od tego masła...
Samuel z furyą do żony wpadł, wyrzucając jej, że mu się sprzeniewierzyła... Przerażona padła mu do nóg, na krzyżu Pańskim gotowa przysiądz, że między niemi wcale nic nie było...
A no, pijanym był i wściekłym, i żonę po-