Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Banita Tom I.djvu/133

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

I skłonił się sztywnie, a czoło mu się pofałdowało.
— Ja mu go też nie odmawiam — odezwał się Andrzej — ma rozum dla drugich, a dla siebie go nie używa.
Po co było na Niż? chyba aby stracić i koni i ludzi i pieniędzy siła, a powrócić z kijkiem miasto buławy... Po co było na Niż?
Zarwaniec stał i coś mruczał pod nosem, lecz jawnem było, że mu się pana bronić chciało i język okrutnie świerzbiał.
— A! miłościwi panowie — rzekł — ktoby w tym człowieku siedział, a było mu jak jemu markotno, a chodziłyby za nim wszędy widma i mary, nie dziwiłby się Niżowi, a choćby i gorszej alternatywie.
Wtem Krzychnik się zżymnął.
— O jakich widmach i marach prawisz, człowiecze? — zakrzyknął.
Zarwaniec jakby mu usta na kłódkę zamknął ani słowa... Powtórzył to pytanie raz i drugi, nic z niego nie dobył.
— Cóż milczysz? wszakżeśmy sami! — rzekł podczaszy.
— Nie mnie stawać w pańskiej obronie przeciwko bratu — odparł Zarwaniec — ino tyle powiem, że jego tą miarą nie trzeba mierzyć, co pospolitego człowieka.
I westchnął.