Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Banita Tom I.djvu/128

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

turkom na pomoc od brzega i rzucił się do strzelby, ale popłoch był próżny, bo nie tatarzy, ale naszych reszta pospieszała na pomoc, co męztwa dodało. Dosyć, że i nasi i kozacy parli turków z wielką rwąc się gorącością. Padło tam na placu turków dosyć, przyczem pono i Sędziak ich alias hetman padł także, wpław do swych galer uchodzić zaczęli. Nad tym płaczące chłopię kozacy napadłszy, na sztuki rozsiekali.
Na tem tedy koniec był, bo gonić turków nie przystało, więc szliśmy z kozaki wraz lądem dla spoczynku w miejscu bezpiecznem, gdy nadbieżał kozak dając znać, że tatarów kupa nadciągała. Tych p. Samuel chciał fortelem pożyć, aby ich pewniej zniszczył, miał bowiem z sobą nie wiem po co przygotowaną turecką chorągiew, którą wystawić w górę kazał, aby tatarzy turków zwycięzcami sądzili i śmiało następowali, a kozacy wtedy z tyłu mieli ich zajść, gdy my czoło im stawiliśmy.
Kozakom też się to spodobało, a że z nich wielu języka tureckiego cokolwiek znało, więc naśladując ich wołanie, jeszcze ich bardziej przynęcili. Byłoby może się powiodło, ale drugie kozactwo zaprędko ku nim skoczyło, czym tatarowie spłoszeni tył podali. Tych w pogoni cokolwiek nabito, a gdy trupy obdzierano, powrócili tatarowie, kozacy ich dobrze odparli.