Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Banita Tom I.djvu/115

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.



VI.


Westchnął i popił Zarwaniec, a panowie Zborowscy spocząć mu nieco dali, choć końca byli ciekawi, acz się dobrego spodziewać nie mogli.
Krzychnik pierwszy biadać zaczął.
— Było mu tam głową nieść bez korzyści pomiędzy to kozactwo, gdy tu tyle jest do czynienia. Kosztem tych trudów a zabiegów byłby w mojem ręku więcej dokazał, a może cały naródby mu za to był wdzięcznym.
Gorzej tatarzyna nęka nas tu Nigrum Concilium ze swym carzykiem na czele. Na tego mu wyprawę było czynić, nie na Niż i dnieprowe ostrowy!
To mówiąc splunął podczaszy, a marszałek, który wiedział, że przy Zarwańcu wszystko mówić mógł co chciał i myślał, odezwał się:
— Słuchaj Krzychnik, niech ci raz prawdę po-