Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Banita Tom I.djvu/058

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Posłuchajcie ino, jak się on do tego bierze — ciągnął dalej Andrzej pocichu. — Tajemnicą to jest jeszcze dla wszystkich, alem ja tego nie wymyślił, wierzcie mi. Ma synowicę Batory. Hetmanowi dawno pierwsza żona umarła, to pewna, że się myśl narodziła jeszcze go zbliżyć do tronu, dając mu królewską jakby córę przybraną. Co wy na to!
Samuel i Krzysztof zarówno zdumieni spoglądali po sobie, niedowierzająco słuchali, ale wiadomość ta nie uczyniła na nich zbyt wielkiego wrażenia, bo ją za zmyśloną mieli.
— Baśń ktoś splótł — rzekł Krzysztof. — Gdzie to słychana rzecz, aby król poddanego tak z sobą spoufalał, ośmielał i łączył?
— I mnie się zda, że to przyjaciele szaraka wymyślili — zawołał Samko. — U nas o synowicy królewskiej nikt dotąd nie słyszał. Zamojski sam tej myśliby się powziąć nie ważył, a król...
— Król nim żyje tylko! — rzekł Krzychnik — bez niego kroku nie stąpi, bez rady jego papieru nie podpisze, kraju nie zna, ludzi nie rozumie, więc ślepy, chłopcu co go prowadzi, gotów ostatek dać, aby go do przepaści nie ciągnął.
Gdy się tak małżeństwem zwiążą, łacno potem przyjdzie hetmanowi buławę rzuciwszy po sceptrum sięgnąć!
Na długą chwilę wszyscy zamilkli. To, o czem mówił Andrzej, nikomu jeszcze wiadomem nie było.