Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Banita Tom I.djvu/026

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

skim miał konszachty... Ale gdy Ościka ścięto, a ludzie się przekonali, że król Stefan i w karmazynach chodzącej zdradzie nie folguje, uciszono te wieści, bo to gardłem pachniało...
Ci, co go lepiej znali i wiedzieli co zacz był, mówili, że tak samo djabłuby służyć był gotów, byle mu jurgielt i bogactwa zapewnił.
Taż sama gorąca i niecierpliwa natura, która u Samuela wybuchała niepowstrzymywana, kipiała i w Krzysztofie, ale w nim zamknięta i zduszona. Z mowy tylko i ruchów gorączkowych poznać było można, iż się nieustannie hamować musiał, chytrości zażywając jako ten, co kilku panom na raz służąc, nieradby się wydać ze sromotnem swem zdradziectwem.
Jeżeli kto, to on Samuela jątrzył, a rad go był za swe narzędzie używać, nie dając mu tego poznać, podsuwając myśli, które za Samuelowe głosił, choć mu je narzucał. I z tą sprawą niżową, Bóg jeden tylko wiedział, kto ją pierwszy podniósł, choć się nią teraz Samuel jak dziecko lalką nową zabawiał i z nią nosił.
Spiski też owe, trucizny i zasadzki na króla i hetmana, o których tyle mówiono, nie zrodziły się w umyśle Samuelowym, który prędzej z nieprzyjacielem wstępnym bojem niż pokątnem knowaniem rad się był rozprawiać.
Ale Krzysztof umiał wmawiać w niego co chciał, i kota jak zażądał wywracać, tak że bratu