Strona:PL Istrati - Kyra Kyralina.djvu/99

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

srebrnych monet, rzucił mi je na kolana, złożył kilka ukłonów i znikł.
Sam zostałem na zielonej łące, położonej tuż nad kanałem. Oczy moje chciwie chłonęły fantastyczne obrazy wschodnich bajek, odbite w wodzie: a więc kontury pałaców i wieżyczek, które zachodzące słońce odbijało i wydłużało w pociemniałej tafli szklanej Bosforu, a za wieżyczkami i pałacami cała gama żywych kolorów, plam złotych, miedzianych, czerwonych jak ogień i ginących gdzieś w głębi koło fioletowego grzebienia wzgórz.
Więc aż tak piękną, była ziemia?
Nic nie wiedziałem o tem do tej pory. Spoglą dałem na nią po raz pierwszy...
Salon mamy, a następnie pływające więzienie Nazima Effendiego było dotychczas moim światem. A teraz? Oszołomił mnie cudny dzień swobody, rozmarzyła piękna noc.
Gdzie jestem? Dokąd pójść? Gdzie się położyć? Gdzie mama i Kyra? Kto mnie przygarnie i kto mi pomoże?
Po cichej wodzie sunęła łódź, z której podniosła się rzewna i gorąca pieśń. To dopełniło miary. Serce wezbrało gorącym spazmem, zacząłem szlochać, łzy rzuciły się z oczu.
Wioślarz usłyszał mój płacz i podpłynął bliżej. Gdy był na jakieś dwa metry od brzegu, wyciągnął szyję, obejrzał mnie, a potem zaczął się oddalać, krzycząc po grecku:
— Czemu tak ryczysz! Cały jesteś pokryty złotem, więc chyba nie jesteś zbyt nieszczęśliwy.