Strona:PL Istrati - Kyra Kyralina.djvu/59

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

jąc przytem twarz i przechodziła do następnych rozrywek. Miała wiele zalet; gdy czuła się winną i obawiała się, że wściekłość ojca odbije się także na nas, nie wpuszczała ojca dopóty, dopóki nie znaleźliśmy się za oknem; wtedy z całą odwagą otwierała zasuwę i całą karę przyjmowała na siebie.
Po kilku godzinach znajdowaliśmy ją wyciągniętą na otomanie, z twarzą obłożoną bułkami, maczanemi w czerwonem winie, które wyciągało sińce i opuchliznę. Zrywała się na nasze przywitanie i z lustrem w ręce, śmiejąc się jak warjatka, mówiła wskazując zbolałą twarz:
— Nie bardzo mnie pokiereszował?... Za dwa dni nie będzie śladu. Wtedy zaprosimy sobie gości...
Obawialiśmy się o jej ciało... Wyobrażaliśmy sobie, że musi strasznie wyglądać...
— Ważna mi rzecz — mówiła mama — suknia zakrywa ciało!
I po dwóch dniach, gdy rany były zagojone, zabawa rozpoczynała się na nowo.
Nie gotowało się w domu, gdyż mama nie znosiła zapachu smażonej cebuli. Jedzenie przynoszono z sąsiedniej oberży, w pięknych miedzianych wazach, które były własnością mamy. Co poniedziałek przychodziła praczka, zabierała brudną bieliznę i przynosiła czystą. Odwiedzał nas bardzo często stary Turek, handlujący pomadami i olejkami. Prócz tego przychodzili goście i goście nieproszeni, to jest ojciec i starszy brat. Ojciec nie sypiał w domu, i przychodził kilka razy na miesiąc, ażeby nas katować... zresztą panował spokój.