Strona:PL Istrati - Kyra Kyralina.djvu/35

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

pod pozorem handlu paciorkami nawiązywał znajomości z różnymi chłopami, grywał z nimi w karty i wyłudzał od nich ostatni grosz: Oto król, gdzie jest król? Krótko mówiąc, był to oszust, ale oszust ten interesował mnie. Stał z swoim towarem obok mojego straganu. Palił fajkę i pluł, pluł aż go przepędziłem. Wtedy wmieszał się w tłum, wołając: «paciorki! piękne paciorki!» ale oczy łypały na lewo i prawo, przyglądały się chłopom, szukając ofiary, która się da skusić do gry. Starałem się go nakłonić do uczciwej pracy.
— Chcesz mnie wziąć do spółki? — zapytał Trandafir.
— Nie — odrzekłem — ale chętnie ci pomogę. Możebyś się wziął do handlu gorącemi napojami. Zarabia się przyzwoicie.
— Wielki mi zarobek! — zawołał Trandafir — a czy z oszczędzonych pieniędzy mógłbym co sześć miesięcy dodawać dukat do naszyjnika mojej ślicznej Mirandy?
— Nie.
— Gdybym jej przestał dawać dukaty, przestałaby mnie kochać!... miłość jest zmienną.
— Przyznałem mu rację, że nicby nie mogło mu przynieść takich samych dochodów, jak: «trzy karty»; a owego dnia, o którym wam mówię, wygrał aż pięć dukatów. Była to śmieszna historja. Młody chłop, obrabowany doszczętnie, chciał odebrać Trandafirowi wygraną. Gonili się przez pola, wymyślali sobie nawzajem, a wkońcu przybiegli do mnie, żebym sprawę rozsądził. Chłop rzekł: «Jeżeli nie chce