Strona:PL Istrati - Kyra Kyralina.djvu/144

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ciebie szczere współczucie i chcę ci ulżyć w nieszczęściu!
— Dajcie mi święty spokój z waszą litością i sercem. Dosyć się tego najadłem. Chcę umierać samotnie!
— Żal mi cię, chłopcze... Takiś młody i już rozczarowany do życia. Napij się szklankę salepu, to cię pokrzepi.
Przyjąłem filiżankę salepu, ale nie wiedziałem komu i w co wierzyć. I jakież wnioski musiałem wyciągać z mojego doświadczenia, skoro tylu ludzi, którzy początkowo, byli względem mnie dobrzy i wspaniałomyślni, stali się wkońcu nikczemnymi złoczyńcami! Tak, w szesnastej wiośnie życia znałem podłość duszy ludzkiej. A nie wiedziałem wszystkiego.
Nie wiedziałem, że dzieła Stwórcy są niezmiernie skomplikowane i różnorodne, że tysiąc hańb przecierpianych nie daje nam prawa do wzgardzenia całą ludzkością.
Sam Bóg to zrozumiał, gdy, rozgniewany na grzeszną ludzkość, ukarał ją, ale nie zgładził, gdyż uratował patrjarchę i jego rodzinę. Prawdą jest, że pokolenie zrodzone po potopie nie było więcej warte, niż poprzednie, ale nie z własnej winy. Bo Bóg (tak, jak ja w mojej szesnastej wiośnie) nie znał świata, i nie wiedział, co czyni.
Od dnia, w którym los zesłał takiego Barba Yani, prostego handlarza o wzniosłej duszy, zrozumiałem, że musi się czuć szczęśliwym człowiek, który spotkał w życiu takiego przyjaciela. Jego jednego i nikogo więcej, ale wystarczyło mi to, ażeby