Strona:PL Istrati - Kyra Kyralina.djvu/139

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

w moim przyjacielu. Pochylił łeb i skurczył się z lęku. Wyraz oczu był niepewny, pokorny, służalczy. Zlitowałem się nad nim i pogłaskałem go. Polizał mnie po ręce. Ten nie był wymagający.
Zawróciłem i podszedłem do pieca. Kupiłem kilka placków i dałem je psu. Zjadł w oka mgnieniu. Kupiłem jeszcze kilka, włożyłem do kieszeni i poszedłem dalej. Towarzyszył mi pies. Małe, piaszczyste, niczem nieporosłe wzgórze, ukazało się moim oczom. Bezmyślnie zacząłem się drapać pod górę, ale zmęczyłem się szybko i usiadłem. Pies położył się przy mnie.
Daleko rozciągał się Damaszek, poprzecinany wieżyczkami minaretów, martwy i podobny do cmentarza.
Cisza. Słyszałem tylko bicie zbolałego serca... Oczy zasnuły się mgłą. Znikł Damaszek i cały świat. Ujrzałem przeszłość, ujrzałem świetlany dom mojej matki. Przed zamkniętemi powiekami stanęło słodko wspomnienie minionych dni. I znowu przeżyłem wszystkie dobre i jasne chwile dzieciństwa, najdrobniejsze szczegóły aż — do tej strasznej nocy zabójstwa i nocy porwania.
I nagle, owładnęła mną myśl, że może nieszczęście Kyry jest pokutą, za to, że pragnęliśmy zemsty i, że wzięliśmy udział w zbrodni. Był to grzech śmiertelny i Bóg nas karał. Ją karał niewolą, a mnie jedną klęską za drugą...
Otworzyłem oczy i z przerażeniem spojrzałem na zachodzące słońce. Czewone było, jak krew. Niskie chmury dotykały ziemi i podobne do skrzepłej krwi, poruszały się zwolna; nabierały fantastycznych kształtów, które napawały mnie lękiem i grozą.