Strona:PL Istrati - Kyra Kyralina.djvu/116

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

rzyna umknie, albo jeżeli ci przejdzie przed nosem — rzekł Mustafa-bej, — gdyż «straszna Kyralina» nie jest postrachem w twych rękach.
Rzeczywiście, nie umiałem strzelać.
Minęła godzina oczekiwania, wreszcie rozległ się strzał, jeden, drugi, trzeci. Bej z bronią w ręce rozglądał się na lewo i prawo i przed siebie. Nagle, jak gdyby z pod ziemi wyrósł piękny jeleń, ukazał się na dróżce i znikł po prawej ręce, tam, gdzie go oczekiwał Achmed.
— Jeleń! — zawołał bej — biegnę zatrzymać go z przodu, a ty zostań tu, ażeby uniemożliwić mu przejście!
— Zostań tu, i masz swoją strzelbę! — krzyknąłem, gdy znikł mi z oczu.
Rzuciłem broń, skierowałem się ku dolinie, zjechałem z drogi, zagłębiłem się w gęstwinę leśną i popędziłem z całych sił. Swoboda i życie zależało od tej galopady.
— Ukochana Kyro, przyjdź mi z pomocą — błagałem, przylepiony do karku zwierzęcia.

Musiałem ujść na jakieś pięć mil od miejsca, w którem odbywało się polowanie, gdy zatrzymałem się w zagajniku położonym nad Maricą. Puściłem klacz, ażeby dać jej odetchnąć, a sam zmożony zmęczeniem i zdenerwowaniem, oszołomiony swobodą, rzuciłem się na derę. A jednak, nie mogłem pozbyć się uczucia lęku. Podczas ucieczki widzieli mnie mieszkańcy dolin. Zapytywałem więc siebie: