Strona:PL Istrati - Kyra Kyralina.djvu/114

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Bej miał rację: wszystko tu ulegało mu i podlegało jego sile. Bułgarzy i Turcy, chrześcijanie i muzułmanie, wszyscy począwszy od bogaczy, a skończywszy na nędzarzach, byli jego niewolnikami. I jeżeli młoda dziewczyna uciekała, aby się przed nami uchronić, ojciec jej, ażeby wejść w łaski pana, przywoływał ją i poświęcał z tą samą łatwością i ochotą co najpiękniejszego barana i najwygodniejsze łoże...
Widok ten wzbudził we mnie jeszcze gorętsze pragnienie swobody. Dobrobyt, w jakim żyłem, wydał mi się ciężkim grzechem. Zapragnąłem wziąć się do jakiejś pracy, stworzyć sobie życie samodzielne i niezależne od nikogo!
Tymczasem mijały dni. Dozorowano mnie z wielką surowością. W dzień, podczas polowania towarzyszył mi bej lub służący. Sypiałem w pokoju mojego opiekuna i nie miałem nadziei, że uda mi się uciec stąd. Projekt ucieczki spełzł na niczem, następny, polegający na kupnie wolności, także mnie zawiódł.
Pewnego dnia, podczas ulewnej burzy, bej grał w szachy z jakimś gościem, a ja zostałem sam na sam ze służącym, z którym również grałem w szachy. Ażeby poruszyć temat, na którym mi zależało, byłem miły, sentymentalny, wreszcie wyraziłem mu chęć ucieczki. Udawał głuchego. Obiecałem mu wszystkie moje kosztowności. Odmówił mi.
— Mówiono mi, Achmedzie, że i w Turcji wszystko się dostaje za złoto, że można wszystko kupić...
— Tak... wszystko można kupić — szepnął służący — lecz ten, który sprzedaje, musi otrzymać