Strona:PL Istrati - Kyra Kyralina.djvu/104

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

więcej od całodziennej konnej przejażdżki, albo ten oszust nie obawia się, że mu «ojciec każe ściąć głowę».
Tak pragnąłem spotkać człowieka, który pomoże mi w moich przedsięwzięciach. Ale gdzie go szukać? Wszedłem więc do jednej z większych i piękniejszych kawiarni.
— Znacznie słuszniej i lepiej — rozumowałem — udać się tam, gdzie można spotkać ludzi bogatych i wysoko urodzonych, gdyż ci napewno nie będą starali się okraść mnie, ani też nie będą się obawiali mojego złota.
Wchodząc do kawiarni, dałem sobie oczyścić buty, gdyż zauważyłem, że mężczyźni z zabłoconem obuwiem czynili to. Ale tym razem nie dałem złotej monety, ale przyjrzałem się, co inni dają i także rzuciłem miedziaka.
W kawiarni oszołomił mnie gwar głosów. Przy stolikach nie było wolnych miejsc. Wszyscy grali w coś: w szachy, kości, domino i karty. Publiczność składała się z samych wielkich panów, ubranych dostatnio i wytwornie. Chodziłem między stolikami, kręciłem się tam i z powrotem, lecz nikt nie zwrócił na mnie uwagi.
— Jak to przyjemnie — myślałem — mieć do czynienia z ludźmi dobrze wychowanymi. Czuję się wśród nich znacznie lepiej, niż między biedotą,
Wreszcie znalazłem wolne miejsce przy dwuch graczach w szachy. Usiadłem, obstalowałem sobie kawę i nargilę. Znowu przyjrzałem się uważnie monetom, jakiemi oni płacili i przekonałem się, że za