Strona:PL Istrati - Kyra Kyralina.djvu/103

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

do czynienia z warjatem. Nie mogłem płakać i rozpaczać. Umysł mój wzbraniał się wierzyć w podobną podłość i pierwszym moim odruchem było udać się na poszukiwania człowieka z lepszem sercem.
Życie mi się przysłużyło!
Jakiś dziecinny upór tkwił we mnie. Wmówiłem w siebie, że mama leczy w szpitalu swoje chore oczy i że tam trzeba jej szukać. Z tą myślą udałem się w drogę, zapytując przechodniów, gdzie się znajduje centrum miasta. Wszyscy posyłali mnie do Pera, gdzie też przybyłem około południa.
Niezmiernie głodny, z trudem trzymałem się na nogach. Na jednej z uliczek zaleciała mnie miła woń pieczonej baraniny. Na rogu, przed małym sklepikiem stał człowiek i obracał na rożnie małe kawałki mięsa. Z fezem na bakier, otwartą koszulą, która odsłaniała włochatą i brunatną pierś, kupiec kręcił się, przewracał oczami i zapraszał przechodniów.
— Baranina! Baranina!
Wszedłem do pustego sklepiku i poprosiłem o chleb i baraninę. Z wilczym apetytem pożarłem funt chleba i kilka kawałków mięsa.
Wyjąłem z kieszeni garść złota, srebra i miedzi, i zwróciłem się do kupca.
— Weźcie tyle, ile się wam należy za posiłek.
On podniósł głowę, zajrzał mi w oczy, rzucił przelotne spojrzenie na drzwi, poczem z całą bezczelnością wybrał złotą monetę i szybko ją schował do kieszeni.
Wychodząc, pomyślałem:
— Jedno z dwojga. Albo obiad kosztuje znacznie