Strona:PL Istrati - Żagiew i zgliszcza.djvu/61

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

między prawdziwemi owcami jest rzeczą wykluczoną.
Cały problem w tem się właśnie koncentruje. A nie można rozwiązać go przez pobudzanie apetytów zachęcającemi apostrofami:
— Kto idzie razem z nami? Oto świta nam jutrzenka szczęścia!
— Ja, ja! — odkrzyknie jakiś murzyn, który gdzieś z głębi Afryki przybył na Kongres światowy wszystkich uciśnionych ras i narodów.
— Ty? Jak to ładnie z twojej strony! Pożausta!
I chwyta się takiego murzyna, opycha się go jedzeniem, pokazuje się go publiczności przy każdej okazji, pozwala mu się pleść wszelkie możliwe idjotyzmy, — a wreszcie sadza się go na okrwawionym tronie Romanowych i robi się z niego zdjęcie.
Tak zrobiono faktycznie w Moskwie. Niestety, zapóźno się o tem dowiedziałem, inaczej bowiem byłbym wyjechał natychmiast. Jak wszyscy goście, widywałem owego murzyna o impertynenckiej prowokującej gębie. Wyłaził na każdą trybunę, pałaszował żarłocznie kurczęta, mając zawsze pełną gębę komunałów komunistycznych „od święta“, ryczał jak zwierz przy dźwiękach „Międzynarodówki“, zmuszając nas przy każdej sposobności do zabierania również słowa i wznoszenia za jego przykładem okrzyków na cześć i zwycięstwo Z. S. S. R.
Aż się niedobrze robiło od tego wszystkiego.
Na miesiąc przed moim odjazdem wstąpiłem do zakładu fotograficznego przy Twerskaja, w spra-