Strona:PL Istrati - Żagiew i zgliszcza.djvu/25

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

dziej potężne, niż poczucie zła i brzydoty. Tkwi ono w samych podstawach życia ludzkiego. Ale nie dbają o nie zupełnie ludzie którym się w życiu dobrze dzieje. Odczuwają je tylko ci maluczcy, ci co żyją w ciemnościach. Dla nich jest ono solą i chlebem powszednim.
Pojęcie dobra i piękna — gdyby zaczęto o tem mówić na Zgromadzeniu Ligi Narodów, — nie zdołałoby wzruszyć serca nawet stenotypistki; ale na toż samo hasło, rzucone za rogatką Clignancourt, zerwałyby się dziesiątki tysięcy dusz. Tak samo i u nas, na Bałkanie, tak samo i w olbrzymiej Rosji. Owa elita ludzka, drżąca z zimna w nędznych chałupach a żywiąca się garścią kukurudzy, chętnie i chciwie karmi się szlachetnemi myślami.
Otóż ze wszystkich narodów hojnie szafujących podobnemi myślami, Francja jest nam najbardziej znaną. Francja zatruwa nam młodzież swemi ostatniemi dwoma stuleciami filozofji i literatury. Wierzymy w to wszystko, biorąc to za dobrą monetę. I czasem — czyto pieszo, czy ukryci gdzieś pod wagonem — przybywamy do Francji, by żądać od niej rachunków.
Po raz pierwszy przybyłem do Paryża w r. 1913. I odrazu szewc Jonesco wziął mnie za rękę i poprowadził do Luwru. Pokazał mi żebraka, zabijającego wszy. Siedziałem w Paryżu trzy miesiące. Chciałem przeżyć osobiście całą tę historję i sztukę Paryża. Wyjechałem z Paryża prawie nędzarzem, pijany szczęściem, obiecując sobie, że powrócę tam jeszcze, nauczę się języka, że będę tam żyć, w tym kraju, siedlisku szlachetnej i wzniosłej myśli.