Strona:PL Istrati - Żagiew i zgliszcza.djvu/114

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

straszliwą wymowę, że czytając je człowiek wstydzi się poprostu, że jest człowiekiem.
Ale wszystkie te dokumenty zwalone na kupę w małej ciemnej komórce, są już porządnie uszkodzone i zniszczone. Proszę o parę odbitek fotograficznych, — ale pokazuje się, że muzeum nie posiada odnośnych klisz.
— Zdjęcia te robił fotograf specjalnie wysłany. Ale umarł już dawno, — zaraził się tyfusem głodowym od tych ludzi których fotografował.
Naturalnie — każdy bohater musi umierać.
Toteż patrzę z pogardą na tych jegomościów, co zbierają skrzętnie pokazywane nam przedmioty, aby je znowu schować na długie lata, aż się w proch rozpadną.
Podają nam Księgę pamiątkową prosząc o wpisanie tam swoich wrażeń... Piszę tedy:
Konserwatorzy zajęci w tem muzeum, to nie towarzysze, lecz kontrrewolucjoniści“.
I wyliczam szczegółowo motywy, które skłoniły mnie do wydania takiego sądu.
Oczywiście słowa moje podchwytują otaczający nas dziennikarze. Puszczają je w świat. Co potem z tego wynikło, o tem dowiedziałem się dopiero z dziennika „Temps“, który wie wszystko. — W organie tym, dla którego dotąd wogóle nie istniałem, wspomniano moje nazwisko dopiero w związku z wiadomością o wygnaniu mnie z Grecji i o tem, jakim to czekistą stałem się w Rosji.
Ot, poczciwcy!