Strona:PL Hugo Zathey - Antologia rzymska.djvu/178

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Frędkoż odzyskam wśród ksiąg starych rzeszy
To życie słodkie, senne, pół próżniacze,
Którego nie wart świat szumiący hucznie?
Tam to ja skromnie mój żołądek raczę
Bobem gorszącym Pitagora ucznie,
Tam jem jarzyny z własnej gospodarki,
Szperką zaprawne i tłustymi skwarki.
Dopieroż godna boskich ust wieczerza!
U domowego kędy to ogniska
Dobrani z sobą tęgich głów ludziska
Przyrody darów używają szczerze!
Tam panowanie wszelkich miar bezprawia!
Kto chce, ten szklanki suszy w mgnieniu oka,
Kto znowu nie chce, ten powolnie cmoka,
A jednocześnie każdy rad rozprawia
Nie tam o cudzych sprawach, ani o tem,
Czy skoczek jaki tańczy źle czy składnie,
Lecz o tem, czego lada człek nie zgadnie,
Gdyż mądrość tylko mężów jest przymiotem,
A mianowicie: Czy to z dóbr wyzuci,
Nad skarb, nie mogą w mierność być bogaci?
Czy się pociągiem przyrodzonej chuci,
Czy też wyborem wzniosłym przyjaźń płaci?
Jaka jest cnoty treść i gdzie jej cele?

Z powodu tego wspomnieć się ośmielę,
Jaką to Cervius, sąsiad mój (zwyczaje
Tych ganiąc, którzy, bosi ani głodni,
Sądzą, że w cudzej skórze jest wygodniej),
Nauczającą przypowiastkę baje.

Oto tak było. Baz do swojej nory
Chudopacholskiej, ufna w polne zbiory,
Mysz zaprosiła przyjaciółkę z miasta.
Chciała ją uczcić. Więc się skrzętnie szasta,
Groch przed mą stawia, owies — wtem spostrzeże,
Iż tamtę w zęby te przysmaki kolą.
Więc jej podsuwa to jagody świeże,
To wreszcie szperki okraszonej solą
Kąsek, na który wszelka mysz jest chciwa,
Sama zaś głód swój byle czem pozbywa.
Wtem tamta rzeknie: — Słuchaj, moja droga,
Cóż ty za życie pędzisz w tej dziczyźnie?
Tu człek rozkoszy żadnej ani liźnie!
Zobaczno w mieście. Tamto z łaski boga
Wszystkiego masz po uszy. Sama powiedz —