Dla żony wzór grzeczności, sługom rad przebaczał,
Znak na dzbanie[1] naruszon widząc, nie rozpaczał;
135
W studnię nigdy nie wpadał, nie leciał w otchłanie.
Ten, wyleczony wreszcie przez krewnych staranie,
Gdy dzięki ciemierzycy[2] już mówił przytomnie,
Zawołał: »Przyjaciele, zginąłem, już po mnie!
Wasz ratunek nie zdrowie przyniósł, lecz cierpienie,
140
Gdy mi najrozkoszniejsze rozwiał przywidzenie«.
Jużcić dobrze jest zmądrzeć, porzuciwszy fraszki,
I młodym te dziecinne zostawić igraszki,
I miast słowa dostrajać do rzymskiej cytary,
Zycie raczej przerabiać do taktu i miary.
145
Więc tak mówię, to sobie powtarzam w milczeniu:
By woda nie czyniła dość twemu pragnieniu,
Wyznałbyś lekarzowi; że mimo ogromu
Bogactw twa chciwość rośnie, nie powiesz nikomu?
Gdyby na ranę korzeń nie pomógł lub ziele,
150
Rzuciłbyś leki, co ci nie pomogły wiele.
Tyleś słyszał, że komu stosy dali złota
Bogowie, tego zaraz opuszcza głupota.
A chocieś przy bogactwach nie zmądrzał nad miarę,
Przecie owym doradcom dajesz jeszcze wiarę.
155
Lecz gdyby grosz cię mędrszym zrobił, mniej lękliwym,
Żądzę ci zgasił — czyżbyś nie był nieszczęśliwym,
Widząc, że kto od ciebie na grosz jeszcze chciwszy?
Jeśli twoje jest, co masz, lub za grosz kupiwszy,
Strona:PL Horacy - Poezje.djvu/460
Wygląd
Ta strona została przepisana.