Strona:PL Homer - Odysseja (Siemieński).djvu/562

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

To rzekła — Jemu w sercu wezbrały tęsknice,
Płacząc, — w objęciach trzymał drogą połowicę —
A jak żeglarze ziemi cieszą się widokiem,
Których nawę Pozejdon na morzu szerokiem
Burzą i bałwanami rozsrzaskał na szczęty,
Więc owi co przez wzdęte przedrą się odmęty
Ku lądowi, słonawym obwalani błotem,
Jakże radośnie na brzeg wyskakują potem!
Z taką radością męża powitała żona,
Dwojgiem śnieżystych ramion garnąc go do łona —
I byliby kwilili do jutrzenki złotej;
Lecz Pallas przedłużyła dla nich te pieszczoty,
Bo kres nocy przeciągła i rydwan Eosy
Z Lampem i Faetonem nie wbiegł na niebiosy
Od brzegu Okeanu — ona go wstrzymała,
I Eos blaski swoje nieprędko rozsiała.

Więc Odyssejs tak mówił do małżonki swojej:
»Oj jeszcze wiele przeszkód na drodze mi stoi!
Trzeba walczyć; robota ogromna mię czeka,
I wiele niebezpieczeństw; sprawa to nie lekka!
Niegdyś duch Tejrezyasza to mi przepowiadał
Kiedym w gmachy Aisa zaszedł, wieszcza badał,
O własną moją dolę i mych towarzyszy. —
Lecz pora iść do łoża, aby w nocnej ciszy
Na wygodnej pościeli błogiego snu zażyć.«
Roztropna Penelopa zaczęła znów gwarzyć:
»Łoże wnet ci pościelą, skoro to żądanie
Twojem jest, gdy raczyli wrócić cię niebianie
W dom twój własny, na ziemię ojczystą, rodzinną.