Strona:PL Homer - Odysseja (Siemieński).djvu/557

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Mąż-li to?; tak podobny twarzą i osobą;
To go znów ubiór lichy robi niepodobnym?
Aż Telemach się ozwał do niej głosem złobnym:
»Matko! niedobra matko! serce twoje z głazu —
Czemuś do mego ojca nie poszła od razu,
Lecz się boczysz; i o nic nie pytasz go matko?
Drugiej takiej małżonki w świecie znaleść rzadko
Coby tak uporczywie stroniła od męża,
Choć ten bied tyle przebył, trudów przezwycięża
I po latach dwudziestu do domu powraca.
Nikt się u ciebie matko serca niedomaca.«

Penelopa mu na to: »O synu mój miły!
Jestem cała w zdumieniu, myśli się zmąciły;
Ani ust ja otworzyć mogę, ni go pytać,
Ni popatrzyć mu śmiało w oczy by w nich czytać.
Lecz jeśli to Odyssejs, on, a nie kto drugi,
To wystarczy słów kilka rozmowy niedługiej
Abyśmy się zbliżyli. Wszak oboje mamy
Pewne znaki, po których zaraz się poznamy.«
Uśmiechnął się Odyssejs boski na to słowo,
I rzekł do Telemacha zwracając się głową:
»Synu! daj pokój matce póki chęć ją zjima
Wybadać mię kto jestem; długo niewytrzyma.
Szpetność to moja sprawia, i te ot łachmany
Że mną gardzi, i myśli żem jej mąż udany.
Lecz pono coś gorszego teraz nam zagraża:
Bo chociaż kto zabije człeka, co się zdarza,
Jakiego tam chudzinę, bez możnych mścicieli —
To ucieka, kraj rzuca, krewnych, przyjacieli.