Strona:PL Homer - Odysseja (Siemieński).djvu/555

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Czyżby na tłum zuchwalców sam jeden się rzucił,
Sam jeden, a ich taka zgraja się zebrała?«
Na to jej Eurykleja tak odpowiedziała:
»Nic niewiem jak to było — li przez grube mury
Dolatywał do komnat naszych jęk ponury
Gdy ich w izbie mordował; a my drżące z trwogi
Siedziałyśmy zamknięte, póki syn twój drogi
Mnie z tamtąd niewywołał. Wchodzę z nim do izby
I widzę tam Odyssa: w środku stał, środ ciżby
Samych trupów leżących na kamiennym toku —
Byłabyś się cieszyła z strasznego widoku
Jak ten lew stał pośrodku wszystek w krwi i kurzu!
Teraz ich ciała leżą pod bramą w podwórzu.
On zaś siarczanym ogniem wziął się w izbach kadzić,
A mnie posłał by ciebie czemprędzej sprowadzić.
Idź więc ze mną; dwa serca znajdą się przy sobie,
Rozpłyną się w radości po długiej żałobie —
Bo najdroższe życzenia od razu spełnione:
On wraca do ojczyzny i zastaje żonę
I syna w zamku swoim, a gachy zbrodniarze
I sługi przeniewiercze mściwą ręką karze.«

Penelopa jej na to odrzekła roztropna:
»Do przedwczesnej radości jesteś zbyt pochopna;
Wiesz, że na jego powrót z utęsknieniem takiem
Czekano; ja najbardziej z synem jedynakiem.
Lecz co mówisz, to pewnie stało się inaczej;
Nie on to butne gachy uśmiercił; Bóg raczej
Zbrodniami ich oburzon, pobrał im żywoty,
Za pogardę zarówno dla złych, jak dla cnoty,