Strona:PL Homer - Odysseja (Siemieński).djvu/521

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Zawory niech zasunie, rzemieńmi omota. —«

Powiedziawszy to wkroczył w zamkowe pokoje
Gdzie pierwej zajmowane zajął krzesło swoje;
A za nim po jednemu pastuchy wrócili.

Eurymach w ręku kabłąk obracał w tej chwili
Tak i owak przy ogniu; lecz łuk choć rozgrzany
Niedał się wcale napiąć; czem on rozgniewany,
Ciężko westchnąwszy, wołał: »O wy Bogi w niebie!
Patrzcie na me cierpienia za drugich i siebie —
Nie przeto, że na niczem spełza to wesele;
Przecież dziewic Achajskich znajdzie się tu wiele,
W Itace i po miastach — choć to przykre niemniej
Lecz że obok Odyssa, my tacy nikczemni,
Łuku jego naciągnąć żaden niema siły!
Dość, by o nas z pogardą prawnuki mówiły!«

Syn Eupejta Antinoj na to odpowiedział:
»Eurymachu! źle mówisz, jakbyś sam niewiedział
Że Boga Apollona lud dziś święci święto —
W taki dzień nielza kuszę napinać przeklętą;
Na bok z nią! lecz topory w miejscu niech zostaną,
Niema przecie obawy, by je ztąd zabrano;
Na zamku Odyssejsa bezpiecznie dostoją.
Hej wina! wy cześnicy pełńcie służbę swoją,
Bogi czcić nam obiatą, a niechać strzelania.
Za to nam koziarz Melant jutro do świtania
Dostawi co najlepszych kóz z całego stada,
Więc na cześć Apollona obiatę nielada