Strona:PL Homer - Odysseja (Siemieński).djvu/515

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Odkąd mąż jej odjechał na zawsze stracony.
Dość tych łez; kto chce siedzieć z nami tu przy stole —
A jeśli chcecie szlochać to za drzwi precz, w pole.
Łuk zostawcie; o lepsze wnet do walki staniem;
Li jedną mam obawę z łuku napinaniem.
Nużby się pokazało że w tem gronie całem
Niema człeka jak Odys; niegdyś go widziałem
I pamiętam, choć byłem dzieckiem w onej dobie.«

Tak mówił — a w umyśle układał już sobie
Że łuk napnie i strzałą topory przeszyje...
Nieprzeczuł, że strzał pierwszy łuku, go zabije
Z rąk Odyssa, bo on go pierwszy w oczy żywe
Zelżył i szczuł na niego gachy urągliwe.

Świętej mocy Telemach głos zabrał śród tłumu:
»Przebogi! toż mię Kronion pozbawił rozumu!
Matka moja oświadcza, mądra białogłowa,
Że z drugim mężem dom ten opuścić gotowa;
A ja śmieję się wesół, ot sobie trzpiot młody. —
Kiedy tak — hej mołojcy! stawać wam w zawody,
I dobijać się o tę niewiastę bez ceny,
Jak równej niema Argos, Achaja, Mikeny.
Bo jak w świętym Pylosie, tak tu w naszej stronie,
Którażby wyrównała dostojnej matronie?.
Lecz co mi chwalić matkę! — wy przecież ją znacie —
Dalej więc! niepotrzebnie tak się ociągacie
Z tem strzelaniem — łuk czeka; ujrzym kto zwycięży.
I jabym też spróbował czy ten łuk napręży