Mam na sobie; wszak o tem najlepiej wiesz pono.«
Skończył — a pastuch odniósł wszystko co mówiono.
Penelopa go widząc jak wchodził w jej progi,
Rzekła: »Czemu sam wracasz, gdzie jest ten ubogi?
Czy się lęka zuchwalców, lub czegoś się boi?
Może wstyd mu? Żebrakom wstyd ten nieprzystoi.«
Na to odrzekł Eumej przywódzca pasterzy:
»Myśl co chcesz, lecz ten człowiek mówi jak należy,
Że butnym gwałtownikom nierad włazić w oczy.
Czekaj więc, aż się Helios do morza zatoczy,
Dla cię samej o Pani lepiej to wypadnie;
Sam na sam z nim pomówisz i wybadasz snadnie.«
Na to mu Penelopa: »Snać u tego człeka
Kto bąć on, rozum dobry i głowa nielekka.
Bo też nigdzie na ziemi gdzie ludzie mieszkają
Niespotkać się z zuchwalszą i złośliwszą zgrają.«
Boski pastuch szedł prosto po rozmowie onéj
Między gachy, gdzie tłum ich siedział zgromadzony,
I rzekł do Telemacha po cichu, do ucha,
Z obawy, że go który z tych gachów podsłucha:
»Już odchodzę mój drogi, do trzód, do zagrody,
By w twym i mym dobytku niebyło tam szkody.
Ty zaś tutaj we dworze na wszystko uważaj,
A najlepiej na siebie; nic się nienarażaj,
Gdyż Achiwi na jakiś zamach się sposobią.
Oby Zews ich uśmiercił, nim złego coś zrobią!«
Strona:PL Homer - Odysseja (Siemieński).djvu/447
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.