Strona:PL Homer - Odysseja (Siemieński).djvu/325

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

I przywiążą do masztu silniej powrozami...
Tymczasem wyspa Syren została za nami,
Już ich głosu i śpiewów prawie nikt nie słyszy...
Więc wosk z uszu odlepiał każdy z towarzyszy:
A i mnie z onych pętów toż oswobodzili.

Minąwszy zatem wyspę, ujrzałem w tej chwili
Jakby dym i wełn wielki łamiący się z grzmotem,
Aż z rąk wiosła wypadły ze strachu, i potem
Same biły się z falą; a nawa jak wryta
Wraz stanęła — bo nikt się do wioseł nie chwyta...
Widząc to cały pomost przebiegłem i mową
Taką, cuciłem martwą czeladź okrętową:
»Bracia! tyle już nieszczęść prześliśmy i znamy;
Nic tu niema gorszego jak wtenczas wśród jamy
Kiklopskiej, kiedy kamień zawalił nam wniście...
Jednak z tamtąd — pamięta każdy oczywiście —
Jakem wywiódł was głową chytrą a przezorną.
Nuże chłopcy! co każę, wykonać mi sforno:
Wszyscy niech chwycą wiosła, rzędem zajmą ławy
I wiosłują co siły. Może Zews łaskawy
Sprawi, że nas ucieczka od śmierci uchroni.
Ty zaś sterniku, który ster nawy masz w dłoni
Omijaj — a przestrogę wyryj sobie w głębi —
Owe dymy i wiry gdzie morze się kłębi,
A bierz się po pod skałę — bo gdybyś przypadkiem
Skręcił tam, koniec z nami byłby i ze statkiem.»
Skończyłem — oni rozkaz natychmiast spełnili;
Lecz o nieuniknionej nie rzekłem nic Skilli