Strona:PL Homer - Odysseja (Siemieński).djvu/322

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Tybyś się porwał śmiałku, i na same Bogi.
A przecież nieśmiertelnym jest ten potwór srogi;
Nieda on ci się zabić i nic go nie złamie
Jeden środek uciekać — na nic silne ramię.
Jeźli staniesz pod skałą by wydać bój Skilli
Ona sześć łbów powtórnie z czeluści wychyli
I drugich sześciu porwie. Spiesznie więc przepływaj
Koło niej; a boginkę Krateis przyzywaj
Matkę Skilli, co życie dała tej szkaradzie,
Ta ją wstrzyma, i odtąd nie będzie na zdradzie.

Dalej ostrów Trynakii trafisz; tam na łące
Do Boga słonecznego stada należące
Pasą się; jest stad siedem owczych, siedm wołowych
A w każdem po pięćdziesiąt; nigdy liczba owych
Nie zwiększa się, nie zmniejsza. Dwie Nimfy je pasą,
Lampecya z Featuzą; obie cudne krasą.
Helios je miał z Neerą. O swe córki dbała
Matka, gdy już podrosły, daleko wysłała
Aż na ostrów Trynakii, by trzody ojcowskie
I woły ciężkonogie pasły dziewy boskie.
Jeźli na powrót pomny, oszczędzisz te trzody
To wrócisz chociaż nędzarz do swojej zagrody.
Lecz jeśli je naruszysz — twój okręt z drużyną
Zginąć musi; ty ujdziesz, ale cię nie miną
Nieszczęścia, i choć wrócisz do dom i rodziny
To późno, biedny bardzo, sam jeden jedyny.«

Tak mówiła — w tem jutrznia zabłysła na niebie.
Kirka mię pożegnawszy odeszła do siebie;