Strona:PL Homer - Odysseja (Siemieński).djvu/312

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Panopy przechodziła, do Pythu w podróży.

Widziałem i Tantala; staw widziałem duży,
Kędy stał zanurzony aż po samą brodę;
Choć pić chciał, niemógł ust swych zanurzyć w tę wodę
Bo ilekroć się schylił, by jej nabrać usty
Tylekroć uciekała — ino się grunt pusty,
Został pod nim wysuszon przez duchy złowrogie.
Nad nim i drzew gałęzie wisiały rozłogie
Pełne jabłek rumianych, słodkich fig i gruszek,
Toż granatów, oliwek — lecz byle staruszek
Wspiął się, aby rękami uszczknąć owoc który
Wichr się zrywał gałęzie podbijał do góry...

Syzyfa takżem widział, i to w strasznych mękach:
Ogromną bryłę skały dźwigał on na rękach
I wtaczał ją na górę z mordęgą niemałą
Podsadzając się pod nią; a gdy się zdawało
Ze ją wtoczył już na szczyt, skręcała się skała
I z łoskotem piorunu znów na dół spadała.
A on znów ją pod górę wtaczał; krwawym potem
Członki iego okryte; twarz kurzem i błotem.

Poczem heraklesowe widmo tuż przy dole
Stanęło, on sam bowiem siedział w Bogów kole
Na niebiańskiej biesiadzie z Hebą na pieszczocie.
W koło widma, mar roje, nito ptaków krocie
Spłoszonych, wciąż szeleszczał... On, jak noc ponury
Stał z łukiem, i napinał bełt nastrzępion pióry,