Strona:PL Homer - Odysseja (Siemieński).djvu/293

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Żyła ona, gdym z domu szedł pod Ilion święty;
Jej widok łzy wycisnął, tak byłem przejęty;
A jednak ją odpędzam mieczem od rozlanej
Krwi, choć z żalem, nim przyjdzie wieszczek wywołany.

I oto, już się dusza Tejrezyasza jawi,
Z posochem złotym w ręku — poznał mię i prawi:

O synu Laertesa, Odyssie! i czemu
Świat rzuciłeś i słońcu uciekłeś jasnemu
Aby widzieć umarłych, i grozy siedlisko?
Zejdź na bok, albo miecz swój nastawion spuść nisko,
Niech się krwi tej napiję, i przyszłość wygadam.

Tak rzekł, jam się usunął i do pochew wkładam
Miecz mój srebrnogoździsty. Wieszcz czarnej posoki
Napił się, i jął przyszłe obwieszczać wyroki:

Cny Odyssie! ty wrócić chciałbyś na okręcie
Do domu — lecz Bóg jeden stoi ci na wstręcie;
Od gniewu Ziemioburcy nikt się nie wymiga;
Tyś mu syna oślepił — więc zemstą cię ściga.
A jednak wrócisz kiedyś w domowe pielesze;
Hamuj tylko sam siebie, i druchów twych rzeszę,
Bo gdy przez rozhukane burzą morskie szlaki
Przybijesz łodzią swoją do wyspy Trynakii,
Ujrzysz tam jałowice tuczne na rozłogu
Pasące się na chwałę słonecznemu Bogu.
Jeźlibyś je oszczędził, pomny mej przestrogi
Możebyś wrócił kiedy z trudem w ojców progi.