Strona:PL Homer - Odysseja (Siemieński).djvu/234

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
220
ODYSSEJA.

 

Włożył; a ten przysmakiem tym się uradował.
Tymczasem tłum biesiadny hucznie biesiadował;
A gdy się najedzono, napito do syta;
Zaraz do Demodoka Odys się przypyta:

»Demodoku! jać wyżej nad śmiertelnych cenię;
Czy Muza, czy Apollon dał ci to natchnienie,
Żeś tak dokładnie nasze Achiwy wyliczył
Gdzie byli, co robili, i jak los ich ćwiczył.
Nuże dalej zaśpiewaj o koniu drewnianym
Przez Epeja z Ateną wspólnie zbudowanym.
Jak do Troi wprowadził Odys zdradne dzieło
Pełne zbrojnych, od których to miasto runęło.
Jeśli i to porządkiem opowiesz mi jeszcze,
Tedy wszystkim ja ludziom, jacy są, obwieszczę
Że to Bóg, Bóg cię natchnął nieśmiertelnem pieniem«.

To rzekł — a gęślarz boskiem nuż śpiewać natchnieniem
Jak jedni na burtowne wsiadłszy już okręty
Odbijali, gdy obóz trawił pożar wszczęty;
Jak inni, wraz z Odyssem przesławnym Achaje,
W koniu siedzą przez Trojan oblężeni zgraje —
Bo wróg sam tego konia wciągnął był do grodu.
A tak; gdy w koło mnóstwo radziło narodu
Nad tym koniem, trojakie dając o nim zdanie:
Raz, aby gmach wydrążny dać na porąbanie;
Znów, by z murów zamkowych strącić go na skały;
Lub dla Bogów zachować pomnik okazały —
Co się też w krótce spełnić miało w rzeczy samej,
Bo Troi przeznaczeniem runąć, jeśli w bramy