Strona:PL Homer - Odysseja (Siemieński).djvu/110

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Niosły mię z Menelajem, przyjaciół do zgonu;
Lecz gdy do attyckiego przylądu, Sunionu
Dążym — na Menelaja okręcie, bez duszy
Padł sternik; Feb go z swojej tak ustrzelił kuszy,
W chwili, gdy w ręku trzymał rudel okrętowy. —
Sławny to sternik, Frontis, syn Onetorowy,
Co okręt umiał z każdej wyprowadzić burzy.
Więc Menelaj choć spieszył, zabawił się dłużej,
Aby sługę pochować, jak chce obrzęd święty;
Wreszcie i on za nami ruszył swe okręty
Przez ciemne wody; dotarł przylądku Malei —
Lecz tam piorunny Zews go nawiedził z kolei
Smutną żeglugą; zesłał wichry, niepogody,
Aż w góry niebotyczne spiątrzyły się wody.
Słowem rozprószył nawy; część zagnał ku Krecie,
Gdzie nad Jardanem siedzą Kidońce, jak wiecie;
Gdzie od granic Gortyny z wód czarnej przepaści
Strzela skała i piersią odpiera napaści
Bałwanów, które notus wprost na Faest wzdyma —
A głaz drobny potęgę wód tych w ryzie trzyma.
Tam zagnał ich najwięcéj; ludzie ocaleli;
Sudna rozbite poszły na dno téj gardzieli.
Lecz pięć naw z Menelajem o błękitnéj prorze
Do Egiptu aż zagnał prąd wichru i morze.
A kiedy on po obcych ziemiach tak się włóczył
Złote skarby zgromadził, płodami objuczył,
Wtenczas Egistos zabrnął w zbrodnie niesłychane:
Zabił Atrydę, jarzmem obciążył poddane,
I przez lat siedm w Mikenie jak król rozkazywał;
W ósmym dopiero Orest z Aten, gdzie przebywał,