Strona:PL Herbert George Wells - Wyspa Aepiornisa.pdf/17

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— O, widzi pan, tutaj dziobnął mnie w twarz — opowiadający wskazał mi przy tem swoje blizny. — No, a potem zaczęła się awantura na dobre. Każde dziobnięcie było takie mocne, jak kopnięcie konia. Zerwałem się, a ponieważ wiedziałem, że mogę doczekać się rzeczy jeszcze lepszych, wziąłem nogi za pas i zacząłem uciekać, przyczem rękoma osłaniałem głowę. Mój prześladowca pędził za mną na swoich długich łapach szybciej od konia i potwornym swoim dziobem tłukł mnie podczas tego pościgu bezustannie w potylice. Dobiegłem do laguny i natychmiast wlazłem w wodę aż po szyję. Gdy dobiegł do brzega, przystanął i stropił się — na żywy świat nie ryzykował on nigdy zamoczyć nogi. Potem krzyczał tak jakoś jak krzyczą pawie, tylko jeszcze mniej melodyjnie. Wreszcie zaczął sobie spacerować po brzegu. Muszę się przyznać, że wydawałem się sobie ogromnie malutkim, gdy przyglądałem się temu miłemu kopalnemu stworzeniu. Głowę i twarz miałem okrwawioną, a całe ciało moje było boleśnie poranione.
— Postanowiłem popłynąć za lagunę i pozostawić ptaka przez czas niejaki samego, aby miał możność powrócić do równowagi. Wdrapałem się na najwyższą palmę i siedząc na niej zastanawiałem się nad swoją sytuacją. Zdaje mi się, że w ciągu całego mego życia nie czułem się tak sponiewierany, jak wówczas. Coż to była za brutalna niewdzięczność w takiem zwierzęciu! Byłem dla niego przecież czemś więcej niż bratem. Wyhodowałem go, pielęgnowałem starannie. I oto miałem do czynienia z takim wielkim, dawnym, niezdarnym ptakiem. A ja — istota ludzka — dziedzic tysiącletniej kultury i kto wie czego jeszcze, musiałem kapitulować.
— Sądziłem, że po niejakim czasie i mój Aepiornis zacznie spoglądać na nasze sprawy w taki spokojny sposób, że pojednanie stanie się możliwem. Zdawało mi się, że jeśli zdołam złowić kilka ładnych ryb i zbliżę się do niego jakby nigdy nic, to wszystko będzie zupełnie dobrze. Oczekiwało mnie niemiłe rozczarowanie; miałem się jeszcze przekonać o tem, jakim mściwym i nieprzejednanym może być taki ptak przedpotopowy. I to poprostu z właściwej mu złośliwości.
— Nie będę panu opowiadał o niezliczonych usiłowaniach przejednania mojego rozwścieczonego ptaka. Poprostu nie mogę o tem mówić. Jeszcze dzisiaj muszę się rumienić, gdy pomyślę o wszystkich upokorzeniach, jakim z powodu tego pierzastego potwora musiałem się poddać. Próbowałem gwałt odpierać gwałtem i rzucałem weń kawałkami koralowiny, ale ten potwór pożerał je tylko. Rzuciłem weń moim otwartym nożem i byłbym go stracił napróżno. Na szczęście nóż ten okazał się zbyt wielkim, aby mógł był zostać pożarty. Starałem się wygłodzić tego ptaka i przestałem łowić ryby, ale podczas