Strona:PL Herbert George Wells - Wyspa Aepiornisa.pdf/14

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Robinsonowska. W rzeczywistości sprawa taka jest daleko nudniejsza, niż w opowieści. Włóczyłem się z miejsca na miejsce, szukałem sobie pożywienia i rozmyślałem przy tem o różnych rzeczach, ale zapewniam pana, że byłem śmiertelnie znudzony jeszcze przed upływem dnia pierwszego. W każdym razie miałem szczęście: tegoż samego dnia po wylądowaniu pogoda zmieniła się raptownie. Od północy nadciągnęła burza, która nie ominęła i mojej wysepki. W nocy lało jak z cebra a wicher wył jak wściekły. Niewiele brakowało, a woda byłaby mi uniosła moją łódkę.
— Wyciągnąłem ją dalej od brzega i ułożyłem się pod nią do snu. Spałem tedy na piasku pod łódką, która tworzyła strzechę nade mną. Przypominam sobie, że deszcz walił tak potężnie w dno łódki, jakby kto rzucał na nią z wielkim impetem tysiące drobnych krzemieni. Jednocześnie woda zbliżała się coraz bliżej. Śniło mi się właśnie o mieście Antananariwie i zacząłem wołać na moją tameczną służącą, aby się zapytać, co to się stało właściwie. Szukałem też zapałek, które zawsze kładłem obok siebie na krzesełku stojącem przy łóżku. Ale potem opamiętałem się gdzie jestem. Jasne fale zbliżały się do mnie, jak gdyby chciały mnie pochłonąć, ale noc była taka ciemna, że nawet własnej ręki nie można było dojrzeć. Wichura wyła jak szalona. Chmury zdawały się leżeć mi na głowie, jak gdyby całe niebo zapadało się powoli, a deszcz lał tak, jak gdyby wszystkie upusty niebieskie miały zostać całkowicie opróżnione. Duża i szybka fala przyczołgała się do mnie sycząc niby żmija. Zerwałem się na równe nogi i zabrałem się do ucieczki, ale wnet przypomniała mi się łódka i powróciłem, aby ją zabezpieczyć. Lecz łódki już nie było. Potem przypomniało mi się jajko Aepiornisa i udałem się na jego poszukiwanie. Było zabezpieczone przed najwyższemi falami i można było nie obawiać się o nie. Usadowiłem się obok niego i głaskałem je niby dobrego miłego towarzysza. Ach, ale byłaż to noc straszliwa!
— Przed świtem burza minęła. Na niebie nie było już nawet śladu chmury, gdy zaczęło świtać. Po całym brzegu rozsiane były kawałki desek, czyli szczątki mej łódki rozbitej formalnie na drzazgi. Miałem w każdym razie trochę roboty. Przy pomocy tych szczątków zbudowałem sobie między dwoma drzewami stojącemi tuż przy sobie, rodzaj szałasu. I właśnie tego samego dnia wylęgło się jaje.
— Tak, wyległo się w chwili, gdy oparłem na niem głowę i spałem. Usłyszałem jakiś niezwykły dźwięk, coś mnie pchnęło, patrzę... Jeden koniec jajka był przekłuty i przez otwór w skorupie wychylał się dziwaczny szary łeb. Oho — pomyślałem