Strona:PL Herbert George Wells - Wojna światów Tom II.djvu/57

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Z biegiem czasu ten brak wszelkiej delikatności i zachowania ostrożności tak się zwiększyły, iż musiałem, jakkolwiek mi to było wstrętnem, uciec się do łajania, a potem nawet do razów. To go otrzeźwiło na czas pewien; lecz była to jedna z tych niemiłych nad wyraz natur, które przebiegłością zastąpić chcą brak wszelkiej odwagi wobec Boga, ludzi i siebie samego nawet; pozbawionych wszelkiej ambicyi, tchórzliwych, anemicznych.
Jest mi nader przykro wspominać to, a tembardziej pisać o tem; lecz chcę, aby to opowiadanie było dokładnem. Ci, którym życie oszczędziło widoku swych ciemnych i okropnych stron, łatwo potępią moją brutalność i uniesienie gniewu w ostatecznej naszej rozprawie; potępią, bo doskonale wiedzą (zarówno jak wszyscy) co jest złem, a co dobrem, nie wiedzą tylko co jest możliwem, gdy człowiek torturami przyprowadzony jest do ostateczności Ci wszakże, którzy poznali ciemne życia strony, choćby tylko w ich żywiołowej formie, ci będą wyrozumialsi.
Podczas tedy, kiedy wewnątrz żyliśmy tem życiem tłumionych, a gniewnych szeptów wydzieranego sobie pożywienia i razów, na zewnątrz w nieubłaganem słońcu tego okropnego miesiąca Czerwca szło sobie swoim trybem owo dziwne życie przybyszów Marsowych. Kiedy po pewnym dłuższym przeciągu czasu znów spojrzałem przez szczelinę, spostrzegłem że