Strona:PL Herbert George Wells - Wojna światów Tom II.djvu/114

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

w rzędzie leżeli Marsyjczycy — nieżywi! zabici rozkładającemi i proces gnicia wywołującemi bakteryami, do walki z któremi system ich był nieprzygotowany; zabici, podobnie jak Czerwone Ziele, które już zaczynało zanikać. Wtedy, gdy wszystkie wynalazki człowieka nie przydały się na nic, olbrzymy zgładzone zostały przez najnędzniejsze istoty, które Bóg w mądrości swej umieścił tu na ziemi.
Bo tak się stało, jak ja i wielu innych ludzi mogło było przewidzieć, gdyby nie zaślepienie strachu i klęski. Owe zarodki chorób pobierają swój haracz z ludzkości od początku wszechrzeczy — pobierały go już nawet z poprzedzających człowieka przodków, skoro tylko życie zaczęło się na ziemi. Lecz w skutek doboru naturalnego rozwinęliśmy znaczną siłę odporną, żadnym zarodkom nie poddajemy się już bez walki, dla wielu zaś, dla tych np. które wywołują gnicie nieżywej materyi, jesteśmy już zupełnie niedostępni. Lecz na Marsie nie ma żadnych bakteryi, skoro zaś tylko Marsyjczycy przybyli tutaj, zaraz zaczęli pić i jeść i nasi mikroskopijni sprzymierzeńcy rozpoczęli dzieło zagłady. Już wówczas, kiedy się im przypatrywałem, byli skazani, umierający i rozkładający się, nawet wtedy, kiedy jeszcze poruszali się tu i owdzie. Było to nieuniknionem. Przez haracz miliona śmierci, człowiek okupił swe prawo życia na ziemi i ziemia ta jest jego własnością wobec