Strona:PL Herbert George Wells - Wojna światów Tom II.djvu/102

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

go tunelu. I w chwili właśnie kiedy nad tem wszystkiem rozmyślałem, artylerzysta przestał kopać i spojrzał na mnie.
— Pracujemy nieźle — rzekł, odkładając szpadel, odpocznijmy chwilę i zbadajmy okolicę z dachu tego domu.
Ja kopałem wciąż, co widząc on, po chwili wahania, zaczął kopać znowu. Wtem nagle uderzony pewną myślą stanąłem, a on uczynił to samo natychmiast
— Dlaczego spacerowałeś po polu, zamiast być tutaj? — spytałem.
— Wyszedłem aby odetchnąć. Miałem zaraz wracać. Nocą jest bezpieczniej.
— A robota?
— Ach, przecież ciągle pracować nie można, i w tej chwili zrozumiałem go dokładnie. On wahał się, trzymając szpadel w ręku. Teraz trzeba się rozejrzeć, bo gdyby który z nich nadszedł, mógłby usłyszeć kopanie i zejść nas niespodzianie.
Nie miałem już ochoty przeczyć mu. Weszliśmy razem pod dach i tam przez pierwszy otwór rozglądaliśmy się po okolicy, nie widząc zaś żadnego Marsyjczyka, wyszliśmy na sam dach.
Z tego miejsca, mały zagajnik zasłaniał nam większą część Putney; lecz widać było rzekę, pełną