Strona:PL Herbert George Wells - Wojna światów Tom I.djvu/82

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wydawał mi się również niepomiernie ciemnym. Nagle stanąłem we drzwiach.
Burza przeszła, wieże Kolegium Oryentalnego i okalające je sosny znikły, a w dali przy czerwonawem świetle widać było błonia i kopalnie piasku, wokoło których olbrzymie czarne kształty, dziwaczne a straszne, poruszały się tu i owdzie.
Cała okolica w tamtej stronie stała w ogniu. Od czasu do czasu gęstszy obłok dymu zasłaniał kształty poruszających się synów Marsa. Nie mogłem dojrzeć co robią oni, jak wyglądają, ani też zrozumieć czarnych przedmiotów, któremi byli zajęci. Nie mogłem także widzieć bliższego ognia, choć odbicie się jego widać było na przeciwległej oknu ścianie, a silny zapach smolny unosił się w powietrzu.
Zamknąłem drzwi ostrożnie i przysunąłem się do okna. Oczom moim przedstawił się wtedy szeroki widok: z jednej strony na domy okalające stacyę w Woking z drugiej, na opalone lasy Bytleet. Jakieś światło paliło się u stóp wzgórza na linii kolejowej, a kilka domów na drodze do Maybury, oraz ulice blizko stacyi były jedną masą żarzących się ruin. Światło na kolei zaciekawiło mię z początku; był tam stos czegoś czarnego, jakiś blask, a na prawo odeń cały rzęd żółtych przedmiotów. Aż spostrzegłem, że to rozbity pociąg, przednia część roztrzaskana i paląca się, dalsze zaś wagony jeszcze stojące na szynach.
Pomiędzy temi trzema ogniskami światła, palą-