Strona:PL Herbert George Wells - Wojna światów Tom I.djvu/73

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Przez całą drogę ta ostatnia była bardzo milcząca i jakby przygnębiona złemi przeczuciami. Starałem się uspokoić ją, mówiąc, iż Marsyjczycy skrępowani są swą własną ociężałością: z piasków ruszyć się nie mogą i zdołają zaledwie podpełznąć trochę dalej. Lecz na to wszystko odpowiadała tylko monosylabami, a gdyby nie obietnica dana oberżyście, iż mu konia odprowadzę, byłaby z pewnością nalegała, bym został na noc w Leatherhead. Ach, gdybym był to uczynił! Przypominam sobie jej bladą twarz, kiedyśmy się żegnali.
Co do mnie byłem cały dzień gorączkowo podniecony. Coś podobnego do gorączki wojennej, która czasem napada społeczeństwa cywilizowane, weszło mi w żyły i dlatego w głębi duszy nie gniewałem się wcale, iż muszę jeszcze dnia tego powracać do Maybury. Obawiałem się nawet, iż owa ostatnia słyszana strzelanina mogła już oznaczać zupełną zagładę naszych najeźdźców.
Była już prawie jedenasta, kiedy wyruszyłem z powrotem. Noc była ciemna, a mnie, który wyszedłem z dobrze oświeconego przedpokoju moich kuzynów, czarną się prawie wydała. Duszno było i parno jak we dnie. Nad nami przeciągały prędko czarne chmury, chociaż na dole nie czuć było najlżejszego nawet wietrzyku. Służący zapalił obie latarnie. Na szczęście droga była mi dobrze znaną. Żona stała we drzwiach, patrząc na mnie dopóki nie wskoczyłem do